Od wielu miesięcy obserwujemy olbrzymie niezadowolenie polskich rolników, którzy mają poważny problem z powodu importu ukraińskiego zboża. Miało być u nas jedynie przejściowo i trafiać docelowo na Bliski Wschód i do Afryki Północnej. Zamiast tego zostało, znacząco obniżając ceny w skupach.
To właśnie dlatego dymisję z funkcji ministra rolnictwa i rozwoju wsi złożył Henryk Kowalczyk, którego zastąpił Robert Telus. To już piąty minister tego resortu od momentu kiedy PiS wygrał wybory parlamentarne w 2015 roku. Można zatem powiedzieć, że przez ostatnich osiem lat PiS funduje polskiemu rolnictwu „Polski NIEŁad”.
Lider Agrounii Michał Kołodziejczak uważa, że zboże z plantacji na Ukrainie nie należy do ukraińskich rolników a do wielkich koncernów z kapitałem zagranicznym. Także tzw. zboże techniczne. A potem nie wiadomo, co się z nim dzieje. Nieoficjalnie informacje wskazują, że wiele z tego ziarna zamiast jechać do krajów przeznaczenia, zostaje w Polsce. W efekcie cierpią polscy rolnicy. Ponoszą ogromne straty, bo nie mogą sprzedać kukurydzy, pszenicy i rzepaku albo muszą sprzedawać za bezcen.
11 kwietnia Rzeczpospolita podała, że zboże techniczne z Ukrainy zostało sprzedane jako polskie spożywcze największym producentom mąki w kraju już jesienią ubiegłego roku. Od tego czasu, niektóre młyny zamówiły 12 dostaw ukraińskiego zboża. Ministerstwo Rolnictwa do dziś nie podało, ile zboża z Ukrainy trafiło na polski rynek od maja 2022 r., kiedy otworzono korytarze na towary rolnicze z tego państwa. Według Tomasza Obszańskiego, szefa NZSS RI Solidarność – to 3 mln ton. Miało trafić do Afryki, ale tuż po przekroczeniu granicy towar odbierali pośrednicy. Wiele firm wykorzystało sytuację do uzyskania wielomilionowych zysków.
Żeby było śmieszniej okazuje się, że kontroli granicznej (głównie zgodności dokumentów producenta z jakością towaru) poddawane jest wyłącznie zboże paszowe (inspekcja weterynarii) i konsumpcyjne (inspekcja artykułów rolno-spożywczych). Zboże z Ukrainy wjeżdżało na polską granicę najczęściej jako „techniczne”, które nie podlega jakiejkolwiek kontroli. Pikanterii dodaje fakt, że nie ma czegoś takiego jak zboże techniczne. Ktoś wprowadził to pojęcie, bo nie musi ono spełniać żadnych wymogów jakościowych.
Dlaczego służba celno-skarbowa przepuszczała przez granicę zboże, które nie jest wymienione w żadnych przepisach – polskich ani unijnych? Niestety na te i na wiele innych pytań, żadne z ministerstw nie chce odpowiedzieć.
Na swojej ostatniej konferencji prasowej, szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński mówił o chlebie za 2,99 zł. Zacząłem się zastanawiać, jaki skład chemiczny miałby taki tani chleb? I opracowałem unikalną recepturę: ukraińskie zboże techniczne + woda z Odry + sól drogowa.
Patrząc na to wszystko dochodzę do wniosku, że bezpieczniej jednak będzie jeść chleb z mąki ze świerszczów i chrabąszczy.
Arkadiusz Dąbrowski